Wolność, droga, wakacje…
Jak mi dobrze, że w końcu nie w domu 🎶🦋🎶
W domu też mi dobrze, ale nie za długo na raz. Gdy tak sobie ze sobą siedzę, to zawsze coś wymyślę i wtedy koniecznie chcę się tym dzielić z innymi.
Taka to moja bardzo dwoista natura – z jednej strony wodnikowo-dziewiątkowa, ale też siódemkowo-raczkowa. Ajjjjjjj!
No i z tego jeżdżenia tak cudne historie się podziały, że pomyślałam, że się nimi z Wami podzielę 🙂
Przypomniałam sobie, jak dużo, wokół nas, wspaniałych ludzi na naszej planecie! Bo jak się tak siedzi w domu, albo ,,pod maską” to brakuje nowych kontaktów i inspiracji. Czuję, że niestety maski nas od siebie odgrodziły… Przestaliśmy się do siebie uśmiechać i rozmawiać – co jest zrozumiałe, bo po prostu trudno się to robi… a jednak…
Kiedy ruszyłam z domu – niespodziewanie – to przez tak zwany przypadek – znaleźli się w moim świecie nieprawdopodobnie wyjątkowi ludzie. Zupełnie nowi. Nie śmigani 😉
A zaczęło się wszystko bardzo niewinnie – od podpisów, bo potrzebne były. I dwa z dziesięciu autografów – moich wspaniałych przyjaciółek – akurat były do wzięcia w Gdyni. Postanowiliśmy połączyć nasze kobiece moce, żeby zająć się wszystkim, co do radości życia prowadzi, więc wsiadłam do blablacara i nagle piękna dziewczyna, która siedziała koło mnie wyznała – jest w ciąży i jedzie do swojej rodziny – rodziców, braci i… dziesięciu rodzonych sióstr, które – cytuję – są jej najlepszymi przyjaciółkami.
Patrzyłam na nią jak oniemiała …
Ale proces!!! Ona jest jedenasta i ja też. Ona ma dzieciątko w brzuchu, a ja w teczuszce 🎶❤🎶
Poczułam, że Wszechświat wyraźnie puścił do mnie oko.
Radość! Siostry! Miłość! Kreacja! Alegría!!!
Tydzień później z kolei jechałam w góry, bo pomimo sytuacji ogólnoświatowej postanowiłam, że jednak kiecki na scenę sobie uszyję – i żeby nie było za nudno – właśnie w górach mam zaprzyjaźnioną krawcową, która nie tylko szyje, ale też wiedźmą jest, więc chyba lepszej w Polsce nie znajdę – więc jeżdżę do niej na przymiarki 🎶💃🎶
I w tym właśnie blablacarze kierowca mówi, że na misję się wybiera, żeby pomagać w „umieralni”, w Afryce, gdzie Siostry od Matki Teresy ludzi z ulicy przyjmują, by mogli w godnych warunkach odejść z tego świata.
Kierowca, żeby nie było – to numerologiczna „trzydziestka trójka” (chrystusowa miłość), więc naturalnie takie tematy go interesują, ale dla mnie to po prostu potwierdzenie, że trzeba pomagać wszędzie, gdzie tylko jest to możliwe. Nawet zaczęłam się zastanawiać, czy jest coś piękniejszego od pomagania innym? Ale tak naprawdę – czyli z serca – a nie z poczucia obowiązku. Czy jest coś, co ma większą moc?
I kiedy kiecki w górach się szyły, to moje osobiste serce otwierało się coraz bardziej w poczuciu, że świat to naprawdę piękne miejsce….
Choć chciałam wracać do Warszawy blablacarem, to tym razem energia wyraźnie nie płynęła w tymże kierunku. Wybrałam więc pociąg, choć jak się przydarza przejazd wszystkich pasażerów w maskach, bo wesoło niestety wcale nie jest.
Ale…
…. słu-chaj gło-su swe-go 🙂
Rób, co każe, a dowiesz się, co życie chce Ci pokazać.
Chwilę przed odjazdem wparowała do przedziału uśmiechnięta dziewczyna. Szczęśliwa, że udało jej się zdążyć na pociąg.
Jej radość było widać dosłownie w każdym fragmencie jej ciała. Cieszyła się tak bardzo, że poczułam, jak ta energia wypełnia cały przedział. Nie mogłam oderwać od niej oczu. Przypominała mi moją zaprzyjaźnioną podróżniczkę. Podobna nie tylko ekspresja, energia i ten zachwyt, ale też wygląd.
„Wiesz, przypominasz mi moją przyjaciółkę – znaną podróżniczkę” – powiedziałam.
A ona na to: „Ja też jestem podróżniczką, ale jeszcze nie znaną…”
To był początek naszej rozmowy, która trwała bez przerwy 8 godzin i z pociągu przeniosła się do mnie.
Nad ranem przespałyśmy się zaledwie godzinę przed jej wyjazdem na wiele miesięcy z kraju.
Na pielgrzymkę – do siebie – by stać się miłością.
Kłaniam się nisko przed ludźmi, których na naszej planecie nie brak – tych, co kochają i dzielą się sobą. Zawsze, gdy Was spotykam czuję głębokie wzruszenie.
Namaste, moi nauczyciele i moi duchowi bracia i siostry!
🎶🦋🎶