
Całe życie słyszę…
Tak już mam…
Jeden z pierwszych zapamiętanych przeze mnie dźwięków należał do gołębia, który chadzał po moim parapecie i gruchał. W swej dziecięcej ciekawości i niewiedzy podejrzewałam, że to musi być sowa…
„Wszak nieopodal las”.
Ale że słyszałam go w ciagu dnia, to coś mi się jednak nie do końca zgadzało…
Właśnie dzięki temu tajemniczemu ptakowi pozostała mi pamięć, że praktycznie od zawsze słyszałam i słyszę – i mam nadzieję, że słyszeć będę do końca. Choć muszę tu jednak przyznać, że nie zawsze jest to taki „fun”, bo zdarzają się miejsca, w których te dźwięki robią człowiekowi dosłownie „wodę z mózgu”, albo coś równie potwornego, bo wprowadzają chaos i sprawiają wręcz fizyczny ból…
Kto jechał przez cały dzień w Birmie (ze stolicy do Paganu) naprawdę kiepską drogą w tempie ok. 15 kilometrów na godzinę przyciasnym i dusznym autobusem i słyszał klaksony wszystkich mijających go pojazdów i w odpowiedzi też klakson swojego autobusu – TO WIE.
Komu zdarzyło się mieszkać nad głównym skrzyżowaniem w Allahabad w Indiach, tuż przed największą religijną pielgrzymką świata (Maha Kumbha Mela) i słyszał przez niedomykające się okna (bo nie wziął do uszu zatyczek) te wszystkie nawoływania i nigdy-nie-kończące-się-dźwięki-rozklekotanych-ryksz – to TAKŻE WIE, że życie nie zawsze zachwyca…
Szczególnie tych, którzy słyszą….
A remont, jaki miałam w domu przez 5 lat?
Codziennie od 7 do 23…
Cóż…
Ja to „pikuś”, bo w sumie mi nawet zależało i byłam zaangażowana w tą całą akcję, ale sąsiedzi to naprawdę pokazali klasę!!!
Wiertarki, młoty, piłowanko i inne atrakcje – bo postanowiliśmy wymienić dosłownie wszystko… każdy kabel, rurkę, fragment podłogi i tynku na 350 metrach kwadratowych – na 4 piętrach…
A co?
Nie można???
Dzień w dzień!
Mówię Wam – piękna i niezapomniana wprost sprawa!
🤩
Ale też były inne dźwięki…
Mateuszek, który uczył się wyrażać myśli i po swojemu nazywał świat.
I gdy widział w powietrzu samolot, to mówił słodziutkim głosikiem: „baby am am”.
Miał 2 latka, kiedy wyruszył z rodzicami w podróż niemal dookoła świata, by razem z nami zbierać materiały do Muzeum Emigracji w Gdyni.
Jego doświadczenie życiowe sprawiło, że samolot był dla niego ważnym miejscem, więc połączenie„baby” (od nazwy dziecięcej telewizji) i „am am” (jedzonka – tu: samolotowego), dało „baby am am”, co dla dwulatka oznaczało dosłownie: ”żyć – nie umierać”.
Co jeszcze?
Dżungla, w której mieszkałam na Kostaryce przez jakiś rok. „Gadała” dzień i noc. I jeśli miałabym wybierać miejsce, w którym było mi najlepiej – to byłaby to właśnie ta dżungla w Playa Chiquita – ze świerszczami w środku nocy, małpami o 4 nad ranem, głośnymi, orientalnymi ptaszyskami przez cały dzień, a wieczorem…
Zdarzyło mi się siedząc w ciemnościach na tarasie usłyszeć, że kable telefoniczne uderzają o siebie. Pomyślałam: „To na pewno małpy!” i z ciekawością spojrzałam na te kable rozwieszone tuż nad ulicą obok wejścia na podwórko, ale po kablach nie małpy wędrowały, a rodzina pum na kurczaki we wsi… I jak się okazało – regularnie to robiły, bo udało mi się potem wielokrotnie je „podsłuchać”.
A teraz, kiedy to piszę – to lodówkę słyszę.
To wyjątkowy dźwięk.
Prawie jednostajny.
Transikowy.
Tak zwany „burdon”.
Jak go użyję niebawem w nagraniach (bo daje całkiem ciekawą tonację do śpiewania), to sami usłyszycie, jakie możliwości muzykowi stwarza sprzęt kuchenny.
🎶💃🎶
Było też jeszcze jedno doświadczenie, którego nigdy nie zapomnę.
Kilka lat temu tuż przed Sylwestrem w Bieszczadach.
Wyjechałam tam ze sporą ekipą znajomych, a że chora wcześniej byłam, to tamtej nocy, kiedy wszyscy wybrali się na kulig, ja sama zostałam w hotelu.
Weszłam do swojego nowego pokoju, a kiedy zamknęłam za sobą drzwi, to wyłączyłam światło i nagle stanęłam w absolutnej ciszy i w totalnych ciemnościach…
Miałam oczy szeroko otwarte i uszy też, ale… znalazłam się w nicości…
Zero bodźców…
Pomyślałam: „Wystarczy wrócić do drzwi – tam przecież jest ściana – znajdę włącznik, włączę światło i zaraz trafię do łóżka.”
Nie trafiłam… przytulając się do ściany, jak Kobieta-Pająk próbowałam tą ścianę wymacać i zrozumieć. Po drodze spotykałam jakieś „dziwne” przedmioty – zapewne bagaże i meble, ale nie to, czego szukałam…
Zgubiłam się…
Niczego nie rozumiałam…
Trwało to przynajmniej kwadrans.
Śmiałam się z siebie i byłam zachwycona!
Jakże cudne są te nasze zmysły!!!
To dzięki nim naprawdę jesteśmy obecni!