
Zaczęłam prowadzić tego bloga i fanpage (https://www.facebook.com/asiapyrekmariposa) w drodze na Kubę – kiedy leciałam nakręcić materiały do swoich teledysków. Byłam wtedy (i czuję, że wciąż jestem) niemedialna. Gdyby nie moja płyta (Mariposa „Efekt Motyla”), to pewnie bym miała na facebooku ze 3 zdjęcia na krzyż. Ale pamiętam, jak pracując nad materiałem na płytę usłyszałam głos, że „to już czas” – że trzeba wyjść z ukrycia i w końcu się pokazać, że to po prostu kolejny etap mojej „anty-kariery”, czyli życia po swojemu, który czasem nawet jakieś pieniądze przynosi 😉
No i stało się.
W Calgary na lotnisku, w drodze na moją ukochaną Kubę (korzystając z ostatniego swobodnego dostępu do internetu), z bijącym sercem zakładałam swój fanpage.
Po co?
Żeby opowiadać o tym, co czuję i w co głęboko wierzę – o tym, jak piękne jest życie i że wcale nie trzeba mieć, żeby być. Że spełnienie i szczęście można osiągnąć nawet w biedzie – bo kluczem do pięknego życia najczęściej jest prostota i obecność w swoim własnym życiu. Dokładnie tak, jak to od lat wygląda na Kubie i jak wyglądało kiedyś w Polsce – za komuny.
A tymczasem…
Czas sobie płynie…
I przez tak zwany „przypadek” – w sposób zaskakujący i niepowtarzalny – zrobiła się w naszym kraju „Kuba”. Nie żeby ciepło było specjalnie, albo muzycznie jakoś szczególnie, ale (co zdarza się coraz częściej przez tę pandemię) wracamy do „korzeni” – do prawdziwych wartości. Na nowo uczymy się, jak żyć w „tu i teraz” – w warunkach, które dalekie są od komfortowych. Bez centrów handlowych, bez wolności, bez wakacji za granicą, etc. I choć nie jest to proste, to jednak możliwe 🙂
Oczywiście nie o to chodzi, żeby odtąd „biedę klepać”, ale by cieszyć się tym, co mamy – by w końcu skupić całą uwagę na sobie – swoich najgłębszych pragnieniach i na tym, co dookoła. By nauczyć się rozmawiać z sąsiadami. By tańczyć i śpiewać – dla siebie, dla czystej przyjemności. I kochać ludzi. Prawdziwych. Takich, do których można się przytulić.
Chodziłam ostatnio po Krakowie. Pustym Krakowie. Takim, w którym nie ma turystów. Gdzie sklepy na starówce się zamykają. Gdzie w knajpach nie można usiąść, by napić się herbaty. Rozmawiałam tam z różnymi ludźmi i wiem, jak jest im ciężko – bo interesy niestety padają. I naprawdę współczuję wszystkim z serca. Sama jestem jedną z Was. Wiem, jak to jest, kiedy plany nie wychodzą… Koncertów nie gram, choć wiem, jaka piękna kubańska energia mogłaby płynąć do Was ze sceny… Ale nie płynie… Przynajmniej na razie 😉
I gdy tak sobie chodziłam po Krakowie z zaprzyjaźnioną podróżniczką, to ona w sposób mistrzowski podsumowała zamykające się sklepy, które wróżą bliski upadek konsumpcjonizmu:
„A mało rzeczy mamy w domach? Po co nam więcej?”
I może coś w tym jest, że dzięki temu, co się teraz dzieje znów będziemy bliżej siebie?
Będziemy żyć – ot tak – po prostu 🎶❤💃❤🎶
Czytać książki i słuchać muzyki?
Kochać się i robić kompoty na zimę?
Odwiedzać się nawzajem i dzielić tym co najlepsze?
Dzielić się sobą i wspólnie spędzanym czasem?
I z tego właśnie czerpać energię i radość?
Bo jak nie z tego, to z czego? 😉
🎶🦋🎶