
W dniu wybuchu wojny (nie wiedząc o tym jeszcze) pisałam dla Was tekst, ale go nie skończyłam… W obliczu nowej sytuacji poczułam, że moje sprawy i wglądy nie mają większego znaczenia…
Tamtego ranka przepełniała mnie ogromna radość.
„Wracali do mnie” Indianie, którzy mówili na Tańcu Słońca: „It’s a good day to die” („To dobry dzień, żeby umrzeć”).
Taniec Słońca to święta ceremonia Indian, na której nie jedząc i nie pijąc przez 4 dni modlimy się za świat. Z pragnienia i wycieńczenia możemy w każdej chwili zasłabnąć, ale pomimo tego jesteśmy przeszczęśliwi. Pogrążeni w głębokiej modlitwie, w pięknie i miłości, naprawdę czujemy się gotowi na odejście…
Wspomnianego poranka – myśląc o tym, że cudownie byłoby żyć tak, jakby to miał być ostatni dzień mojego życia napisałam:
Budzę się ostatnio bladym świtem, by celebrować wschody słońca. Dziś przyszło do mnie, że każdy dzień jest darem od samego Życia.
Każdy taki dzień daje nam niezliczone możliwości – kreacji i doświadczania.
Każdego dnia możemy zrobić coś, co naprawdę chcemy zrobić.
Dotarło do mnie, że mam wiele spraw, które siedzą w mej głowie i zapisane są na wszystkich możliwych listach rzeczy do zrobienia… Wzięłam pierwszą z brzegu i po 40 latach pływania postanowiłam w końcu robić właściwie 

Yoohoo!!!
Styl klasyczny (od zawsze nazywany przeze mnie żabką) przybrał kompletnie inną formę i doprawdy cudny jest!
Trudno mi uwierzyć, że tak długo na to czekałam!
Mała rzecz, a cieszy 

…
Tymczasem wojna trwa, a ja wciąż sobie myślę, że może właśnie o to chodzi, żeby przed śmiercią zrobić wszystko, czego się naprawdę pragnie. Każdy dzień może być ostatnim, a jeśli nie – to każdy z tych „ostatnich” dni może stworzyć najwspanialsze możliwe Życie.