Szczęście to temat rzeka… a nawet rzeki… bo wątków jest całe mnóstwo – pytanie, który dla kogo? Skoro nie wiadomo – co komu może wnieść do życia jakaś zmianę – to zacznę od początku. Czyli od dzieciństwa.

Wiadomo, że wtedy nasze potrzeby są niewielkie i najczęściej zaspokajane prawie od razu. Jedzenie, spanie, tulenie i czysta pielucha. W miarę upływu czasu pojawia się jeszcze jedna – zaspokajanie ciekawości. I jeśli nikt nas nie ogranicza i nie kontroluje – wszystko staje się źródłem intensywnych bodźców, poszerzaniem świadomości. Żyjemy w tu i teraz tak intensywnie, że nie pamiętamy, co było wczoraj i nie interesuje nas to, co będzie jutro. Ważne jest tylko to, co dzieje się naprawdę w danym momencie i nasz kontakt z tą chwilą – poznajemy świat przy pomocy zmysłów. Nie tylko słuchamy, czy oglądamy, ale większość rzeczy smakujemy i dotykamy i poznajemy jego woń.

Kiedy patrzę na dzieci – to one w naturalny sposób decydują – chcą czegoś więcej, lub odchodzą w poszukiwaniu nowego, ciekawego. I znów – w miarę upływu czasu, zaczynamy rzeczy rozpoznawać, nazywać. Słuchamy innych, ich zdanie, wiedza zaczyna być uważana przez nas jako coś istotnego. Każdego dnia zdobywamy coraz więcej informacji i zaczynamy kierować się tym, co wiemy o świecie – a nie tym, czego możemy się o nim dowiedzieć sami.

Na tym niestety polega nauczanie i edukacja.

Kiedy byłam mała…

I tu zaczyna się problem każdego z nas. Bo kiedy podejmujemy decyzje w oderwaniu od odczuwania – czyli od zmysłów – wtedy zaczynamy żyć nieswoim życiem. Robimy coś, co innym wydaje się słuszne i wartościowe, i nawet czasem mamy z tego powodu satysfakcję, ale bez wchodzenia ze zmysłami w doświadczenie nie możemy przekonać się, czy nam to naprawdę odpowiada, czy nie. Bo warto wiedzieć, że wiele rzeczy może nas uszczęśliwić, ale trwanie przy nich staje się rutyną i nie daje w konsekwencji długiego poczucia szczęścia.

To co nas uszczęśliwia, to doświadczanie i odkrywanie świata. Przekraczanie granic. Stawanie się kimś bardziej świadomym i obecnym. Ale tego niestety nie lubi nasz mózg, który woli korzystać z gotowców – czyli ze zdobytej wiedzy i nawyków – bo dzięki temu organizm ludzki zużywa mniej energii na działania – mechanicznie wrzuca nas na autopilota, kiedy tylko nadarzy się po temu sposobność.

O tym jak przechytrzyć swój własny mózg napiszę niebawem.