
Podobno Indianie w swych językach nie mają rzeczowników, ale w ich miejscu stosują czasowniki.
np. zamiast krzesła – jest krzesłowienie się. Nie ma człowieka, jest człowieczenie się.
Co nam, „cywilizowanym” ludziom może dać takie spojrzenie na rzeczywistość?
Większy spokój, bo zamiast być przypisanym do jakieś roli, możemy się nią bawić. Przez chwilę.
Nie od razu musimy być matką, ale możemy matkować. Nie musimy być księgowym, po prostu możemy księgować – przez dowolną część dnia. Czyli nie zamykamy się w pudełku z funkcją życiową, ale pozwalamy sobie na wchodzenie w kolejne sytuacje z otwartą głową.
Daje nam to też wolność w kontekście pytania, na które niektórzy starają się znaleźć odpowiedź – kim jestem? Jaki jest cel mojego życia?
Bo wg mnie celem życia jest samo życie. Nigdzie nie trzeba dochodzić, żeby osiągnąć pełnię, bo pełnię obecnej chwili mamy tylko w danym momencie.
Takie spojrzenie nie zaciska nas, ale rozpręża. Daje przestrzeń na obecność w procesie dochodzenia – do samego końca naszego życia. Bo jak się nad tym zastanawiam, to każdy etap życia ma swoje niezliczone pomniejsze cele. I mogą się one zmieniać każdego dnia. W dzieciństwie na ten przykład jednym ze szczytów moich możliwości było siedzenie na nocniku. A potem nauka tabliczki mnożenia. Dziś podejmuję bardzo ważną życiową decyzję. A jutro?
Mam nadzieję, że będę się uczyć, tworzyć, smakować, popełniać błędy, wzrastać, kochać i się śmiać.
I że będę sobą – bo tym na pewno jestem.