„Wszyscy jesteśmy Indianami”

Wydawnictwo – National Geographic
Zdjęcia – Asia Pyrek
Tekst – Edi Pyrek

„Wszyscy jesteśmy Indianami”

Wydawnictwo – National Geographic
Zdjęcia – Asia Pyrek
Tekst – Edi Pyrek

(…) Po południu wyjechaliśmy na odkrywanie Los Angeles.

Malibu.

Plaże.

Palmy.

Asfalt.

Słońce.

Mewy wyżerające resztki ze śmietników.

Dziewczyny o piersiach, które dawno zapomniały, jak wyglądały przed pierwszym spotkaniem z silikonowymi wkładkami.

Bezdomni i milionerzy.

Policjanci w czarnych okularach, w których odbijały się palmy.

Napakowani i świecący od kremów mających uchronić ich skórę przed efektem dziury ozonowej faceci, którzy z minami narcyzów noszą podkoszulki obciskające ich ciało niczym druga skóra.

Szaleńcy rozmawiający z Bogiem na deptakach.

Kelnerzy, z których każdy jest aktorem czekającym aż dostrzeże go producent.

Brudny bezdomny siedzący na swoim prywatnym kartonie pod napisem „Witamy w Mieście Aniołów”.

Zatrzymaliśmy Franciszka* kilkadziesiąt metr, ów od słynnej Venice Beach.

Wysiadając z samochodu trenowałem cicho zneutralizowanie swojego polskiego akcentu – bo za każdym razem, kiedy pytałem o tę plażę, mówiłem: przepraszam, gdzie jest – Dziwka Venice (po ang. plaża to beach, a dziwka to bitch). Co zwykle powodowało widoczny na twarzach moich interlokutorów intelektualny wysiłek.

– Kochanie – prosiła Asia – powtórz powoli: p-l-a-ż-a.

– Dziwka.

– P-l-a-ż-a.

– Dziwka.

– P-l-a-ż-a.

– Dziwka.

– P-l-a-ż-a!

– Dziwka.

– P-l-a-ż-a!!!

– A czy mogę powiedzieć, że chodzi mi o miejsce z piaskiem?

– … dobrze. Niech ci będzie „miejsce z piaskiem”.

Plaża, czyli miejsce z piaskiem, była pusta. Na stojących w piasku śmietnikach widać było napisy „zaadoptuj plażę”. Znudzone mewy szukały w piasku pożywienia.

Przy wejściu na plażę, przy zapakowanych czarnych, plastikowych workach siedział jakiś Murzyn. Z daleka, z odległości najbliższego chodnika od worków odróżniał go tylko biały błysk zębów. Z odgiętym na bok małym palcem pił colę ze styropianowego kubka.

– Widzicie te anioły? – mężczyzna zapytał pokazując na krążące i drepczące po plaży mewy.

– Te mewy? – zapytałem.

– To są anioły – mężczyzna popatrzył na mnie. – Boże kolejny wariat! No idźcie stąd! Poszli! Won!

Odeszliśmy. Wolno szliśmy w kierunku wody. Mewy leniwie, jakby od niechcenia, schodziły nam z drogi.

– Ślepi wariaci! – dogonił nas nad wodą okrzyk mężczyzny.

– Kochanie – chciałem zmienić temat – możemy sobie zaadoptować plażę?

-Będzie taka jak my. Inteligentna i śliczna.

– I będzie miała bogatą osobowość?

– Tak, możemy zaadoptować taką plażę z osobowością.

– To ja nie chcę.

Po raz kolejny zrozumiałem, że nie mam szansy zrozumieć, jak działa kobiecy mózg. (…)

* Franciszek – imię własne samochodu marki mercedes, który zabrał nas w 3-miesięczną podróż po Stanach Zjednoczonych opisaną w tej książce.

Recenzja książki dostępna tutaj.

[instagram-feed]

Kontakt

Kontakt

Contact Us